sobota, 25 stycznia 2014

Alkohol i miejsce na ziemi - smutne refleksje po filmie "Pod Mocnym Aniołem"

 
Alkohol i miejsce na ziemi - smutne refleksje po filmie "Pod Mocnym Aniołem"

Dlaczego nie mogą przestać? Dlaczego z bliskich ludzi stają się dalecy? Dlaczego nikt i nic nie jest warty walki? Dlaczego chcą, a nie mogą?
Przypomniały mi się wszystkie pytania, które stawiam sobie przez całe życie obcując w rozmaitych konfiguracjach z alkoholizmem. Oczywiście jako dorosły człowiek rozumiem złożoność problemu, ale nie zmienia to faktu, że nie zawsze tak było. Coraz częściej jestem zdania, że właśnie dorośli ludzie, aby wytłumaczyć przed sobą własną słabość lub brak konkretnych decyzji, zasłaniają się słowem „skomplikowane“, frazesem: „życie nie jest takie proste“, „ nic nie jest biało-czarne“, itp.
          A może właśnie jest lub powinno być „to“ proste i dlatego jest takie trudne?  Może na pytanie: „czy mnie kochasz?“ trzeba odpowiedzieć „tak“ lub „nie“ i nieść przez całe życie odpowiedzialność za tą odpowiedź, a nie tłumaczyć, że „to zależy, w jakim sensie“, albo „tak, ale nie chcę się jeszcze wiązać“, lub inne, podobne bzdury?
Może kiedy musisz wybrać między słabością do kolegi z pracy, a własnym, codziennym mężem, trzeba dokonać jednoznacznego wyboru i dżwignąć wszystkie jego konsekwencje, a nie oszukiwać jednego, drugiego i siebie, bredząc o „wypaleniu“, „potrzebie odmiany“ albo „tęsknocie za ekscytacją i motylami w brzuchu“?
Może właśnie sięgając po kolejny kieliszek, lądując na kolejnej libacji, trzeba powiedzieć sobie wprost, że to jest ważniejsze od pracy, rodziny, monotonii zwykłego życia i upijać się z pełną świadomością, że za tą zwyczajnością będzie się najbardziej tęsknić, kiedy sięgnie się dna?
Tak jak na dwa pierwsze pytania, stanowczo odpowiadam sobie „tak“ i jestem pewna, że jest to możliwe do wykonania, tak w przypadku alkoholu, niestety obawiam się, że nic by to nie zmieniło…byłam świadkiem upadków i dźwigania się z nich, obietnic, że „już nigdy“, wypłakanych przez żonę, przez dziecko…
Podobno dzieci alkoholików mogą znienawidzić rodziców, którzy piją tak samo mocno, jak mogą ich kochać. Można stać z uchem przy drzwiach, wsłuchujac się w nierówne kroki na schodach, modląc się, żeby „on“ nigdy nie dotarł do drzwi. Niech upadnie i zabije się! Niech uwolni od strachu i bezsilności! Najgorsze jest to, że wyrastają z nich albo alkoholicy albo ludzie, którzy z lęku przed nadmiernym przeczuleniem na pijaństwo innych, akceptują je wśród bliskich nie chcąc być uważanymi za histeryków. Obłęd bez wyścia? Trzeba znienawidzić, wyrzec się, wyrzucić za drzwi, aby uratować alkoholikowi życie. I choć jednocześnie jesteśmy świadomi tragizmu tych ludzi, nie możemy im współczuć ani im pomóc, bo zbyt ich kochamy! Często jest tak, że pomaga im ktoś obcy, bo ma większy dystans, bo tych bliskich już nie ma. Uciekli ratując własne życie. Zostają ci wygrani lub przegrani, ale najczęściej już samotni. Ci, którym udaje się wygrać z nałogiem, mają inną perspektywę życia i jego wartości. Jeśli uda im się coś naprawić, mają szczęście. Zawsze warto próbować.
Najgorsze jest to, że wciąż udajemy, że to „tylko kieliszek“, albo „tylko jedna impreza“. Nikt nie zauważa gdzie jest granica i kiedy się ją przekracza, mimo, że wszyscy wiemy, że trudno jest zza niej wrócić…
Z której strony nie patrzeć na alkoholizm, czy ze strony pijącego, czy osoby zdradzonej z wódką, po obu stronach dzieje się dramat.
Mnie przed wieloma głupstwami w życiu uchronił strach. Być może przed alkoholizmem też? Więc może bójcie się wszyscy, którzy macie słabość do alkoholu? Bójcie się, póki umiecie się bać! Tak bardzo chciałabym żeby wszyscy którzy chcą zawalczyć o siebie wygrali!
Dlatego pewnie dzisiaj w kinie, patrząc na ostatnią scenę filmu, miałam ochotę krzyczeć na całe gardło „nieeee“!!!!, bo tak się bałam, że Więckiewicz jednak odwróci się i znowu wejdzie do baru…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz