sobota, 8 lutego 2014

3 podziękowanie dla Jeannette - Krzyś

 
Dałam oczywiście znać Jeannette, że widzimy się na wiosnę, jak zwykle! Jak zwykle, spryciaż nie spieszył się na świat. Na szczęście, w 2006 matka olbrzymka miała już parę sukienek od koleżanek olbrzymek i mogłam jakoś turlać się bez obciachu.
5 dni po terminie, poturlałam się na badanie kontrolne. Spędziłam 3 godziny w szpitalu. Pan doktor stwierdził, że mogę urodzić nawet za tydzień (o Boże litościwy, to mnie chyba dźwig będzie musiał przywieźć!), pani doktor na USG stwierdziła, że zgodnie z zasadą każde kolejne dziecko jest większe, Karolek będzie ważył ok 5 kg, więc trzeba będzie pewnie zrobić cesarkę. Byłam przerażona! Nie wiem jak kobiety mogą specjalnie umawiać się na ten zabieg! Ja się zawsze tego strasznie bałam i przyznaję, nie wiem dlaczego. Zadzwoniłam po południu do Jeannette i powiedziałam, że wiem, że potrafi robić cuda, ale jakby jej się nie udało tym razem, to niech się na mnie położy i go wyciśnie, tylko nie pozwoli robić mi cesarki! Miała mieć wieczorem dyżur, więc powiedziała żebym przyjechała, to mnie obejrzy.
Ponieważ w tv był jakiś światowej wagi mecz, poprosiłam sąsiadkę, żeby podwiozła mnie do szpitala. Przywitała mnie Jeannette i znajomy, pachnący innym wymiarem oddział. Normalnie nienawidzę i boję się szpitali, ale porodówka na Żelaznej to miejsce gdzie zatrzymuje się czas i pachnie szczęściem. Uwielbiałam tam pobyć trochę! Więc przyjechałam, siadłam na „samolot“ – czyli fotel ginekologiczny, Jeannette zaczęła badanie i poszło! Pierwszy raz odeszły mi wody, zawsze działo się to już podczas porodu. „ No to zostajesz“ – usłyszałam. Super, ucieszyłam się, że nie będę musiała czekać jeszcze tydzień i że jak zwykle, zabrałam ze sobą magiczną torbę ze wszystkim.
Przekroczyłyśmy „gwiezdne wrota“ i ledwo zdążyłam do toalety. Akcja zaczęłą ostro przyspieszać, a ja sobie przypomniałam o pończochach!
Po każdym kolejnym porodzie, robił mi się coraz większy żylaczek. W tej ostatniej, lekarz zalecił mi noszenie specjalnych pończoch, które pod wymiar mojej boskiej nogi, musiałam zamówić w aptece. Niestety, „szły“ tak długo, że nie zdążyłam ich włożyć nawet raz. Wyjęłam je tylko z pudełka i zastanawiłam się czy to nie jakaś pomyłka. W rękach miałam podkolanówki! Była również instrukja obsługi. Wrzuciłam je do torby, bo miałam również założyć je do porodu.
Tak więc gramoląc się już na łóżko, oznajmiłam Jeannette, że musi mi włożyć pończochy. Za ścianą jakaś biedula darła się masakrycznie, a ja tu z pończochami!  
      Ale uwaga, instrukcja!
Trzeba włożyć gumowe rękawiczki, ręce w środek i naciągać.
Wystawiłam nóżkę i czekam… a tu Jeannette zaczyna się wić i wydawać dziwne dźwięki. Zorientowałam się, że się śmieje! „Wołaj drugą położną!“ – krzyknęła do mojej sąsiadki. Teraz już obie płakałyśmy ze śmiechu. Nie wiedziałam czy mam skurcze ze śmiechu czy porodowe! Wpadła przerażona położna! Widocznie Jeannette nie wzywa za często nagłej pomocy i to na początku porodu. Nie mogłyśmy się wysłowić! Jeannette trzymała ręce jak do modlitwy i pokładała się ze śmiechu.            Ja zwijałam się na łóżku, łzy leciały mi i dawałam popis moich możliwości rechotania.   W końcu okazało się, że Jeannette nie może wyjąć dłoni z pończochy i druga położna musi jej pomóc!  Jak już udało jej się uwolnić, wyrzuciła rękawiczki do kosza i zapytała czy mam dwa żylaki. Był jeden. „Więc będziesz rodzić w jednej pończosze!“ I tak było. Również w jednej umyłam się po wszystkim.
To był najbardziej rozrywkowy poród, przynajmniej w moim życiu!
 Parłam 5 minut.
Krzysztof Karol uśmiechał się od pierwszej chwili, choć nie wszyscy mi w to wierzyli. Był najweselszym niemowlakiem ze wszystkich moich dzieci. Do dziś jest „Panem złotoustym“ i rozbawia mnie w najbardziej ponurych chwilach, które musiały nastąpić po takich cudownych, jakie przeżyłam.  Wszystkie trzy były udziałem Jeannette. Może nie napisałm o niej tak dużo jak powinnam, ale właśnie dzięki niej mogłam z taką przyjemnością o tym pisać.
Po tych trzech ciążach została mi ta niezwykle ważna znajomość i jeszcze druga, o której też pewnie napiszę kiedyś, moja Pani ginekolog, z którą spotkania traktuję jak spotkania rodzinne.
Jeannette, dziękuję za to, że byłaś ze mną i moimi dziećmi w najważniejszych chwilach naszego życia. Dziękuję za to, że nigdy nie odmówiłaś i mam nadzieję, że będziesz przy Kalinie kiedy będzie witać swoje Największe Szczęście!

1 komentarz: